Jeżdżąc po Polsce lub udając się za granicę, zawsze w docelowym mieście szukam sklepu z płytami lub stoiska na koncercie i pytam o wydawnictwa lokalnych zespołów. Dzięki temu na przestrzeni lat udało mi się poznać wielu ciekawych i mało rozpoznawalnych rodzimych przedstawicieli wybranych gatunków. Zazwyczaj te grupy tworzyli muzycy, którzy raczej rzadko docierali do ogólnokrajowego odbiorcy, ale za to zawsze mogli liczyć na godną atencję w rodzinnych stronach. Szkoda, że niektórym z tych zespołów nie udało się przebić. Kilka z nich z pewnością na to zasługiwało, jak chociażby białostockie Judy 4.
To grupa, którego muzycy pozostawili po sobie dwie regularne płyty, na tyle ciekawe, że tym samym podtrzymali status Białegostoku jako muzycznego zagłębia, ale paradoksalnie jednocześnie zaprzeczyli obiegowej opinii, według której w tym mieście gra się tylko "mięso". Judy 4 to przede wszystkim nastrój tworzony przez nagrania powstałe w oparciu o improwizację. Dużo tu muzycznych eksperymentów, i to takich z wyższej półki, gdzie wzajemnie mieszają się ze sobą rock, jazz, elektronika, a także elementy muzyki etnicznej i szeroko pojętej alternatywy. Ogromne znaczenie dla większości nagrań białostocczan mają także saksofon i klarnet, sprawiające wrażenie poczucia przestrzenności słuchanych nagrań. Słowem, nieco tu dźwiękowego szamanizmu, obłędnego tańca, wirowania, trochę czarów. Niewiele zespołów grało w Polsce ten sposób na przestrzeni wieków.
Nagranie otwierające album "Judy 4"
Czy ta grupa jeszcze istnieje? Niestety nic na to nie wskazuje. A szkoda, gdyż wydana w 1999 r. jej debiutancka płyta "Judy 4" to naprawdę kawałek dobrej poszukującej muzyki, nasyconej tym wszystkim, o czym wspomniałem wcześniej. W 2004 r. ukazał się jeszcze album "Verte", ale to już była inna płyta, mniej rozmarzona, mniej oniryczna, choć wciąż bardzo ciekawa, o czym świadczy niższy teledysk. Zachęcam do muzycznej lektury. Jeśli o tym białostockim kolektywie przeczytaliście dziś po raz pierwszy, to może pewną wskazówką będzie fakt, że jego wokalistą był Adam Bogusłowicz, muzyk znany m.in. z Bright Ophidia i Dominium. Parafrazując znamienne słowa, można by rzec, śpieszmy się kochać takie zespoły, tak szybko odchodzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz