poniedziałek, 17 maja 2010

Odszedł w milczeniu 30 lat temu

Na scenie nie miał ani dobrego głosu, ani urody. Prywatnie zaś chory na epilepsję nie mógł pogodzić się z tym, że zdradza żonę, że nie potrafi być dobrym mężem i ojcem. Sfrustrowany przegrał walkę z rzeczywistością. Jednak wielu będzie go pamiętać jako obiecującego poetę, wokalistę i przede wszystkim symbol młodzieńczej wrażliwości i niewinności, które w umysłach dwudziestolatków zabija konfrontacja z dorosłym życiem.

18 maja 1980 r., tuż przed wylotem Joy Division na koncerty do Stanów Zjednoczonych, po obejrzeniu filmu Wernera Herzoga "Stroszek", Ian Curtis powiesił się we własnym domu, gdy  jego gramofon odtwarzał płytę "Idiot" Iggy'ego Popa. Miał 23 lata. 

Dlatego dziś, punktualnie o północy, opowiem Wam historię Joy Division, będącą zarazem historią ostatnich niespełna trzech lat życia Iana Curtisa.  
  

4 komentarze:

Błażej pisze...

Jakie to przykre, że coraz częściej piszemy o naszych ulubionych wykonawcach w kontekście śmierci... wczoraj umarł Ronnie James Dio i dziś rano pisałem o nim na TokFM.pl

Niedawno odszedł niespodziewanie Peter Steele, kolejna niesamowita postać, kolejny niepowtarzalny głos.

Najbardziej w tym wszystkim przykre jest to, że na ich miejsce nie przychodzą nowi. Czy jest to wina braku talentów? A może nasycenia rynku i braku promocji dla młodych kapel? Czy po odejściu ostatniej "legendy" rocka na scenie pozostaną tylko twórcy pojedynczych przebojów?

Dobrze, że przynajmniej po tych wielkich pozostały wielkie nagrania...

Kamil Mrozkowiak pisze...

To prawda. Odchodzą Ci, którzy byli "od zawsze". Dlatego niewątpliwie wraz ze śmiercią wymienionych przez Ciebie muzyków coś się skończyło. Niestety bezpowrotnie.

Czy nie ma ich godnych następców? Na pewno gdzieś są, ale trudno im się przebić. Inna sprawa, że dziś gra się nieco inną muzykę od tej, którą popularyzowali wspomniani już nieobecni i której my wciąż słuchamy.

Jedynym pocieszeniem pozostaje sięgniecie po płytę.

Unknown pisze...

zwróćcie uwagę na jedno: ile znanych kapel było 30 lat temu a ile dziś ? niestety to czysta matematyka- wraz z ze zwiększoną ilością ludności idą pewne problemy - dla jednych ten problem to "kolejki do lekarza" dla drugich zaś to "wybicie się" z tłumu im podobnych. Jak pisze pewien poeta - "nawet w tym nie jesteśmy wyjątkowi, że czujemy wyjątkowo" wg. mnie kiedyś łatwiej było być oryginalnym i wyznaczać jak to dziś byśmy powiedzieli "nowe trendy". Powiedzmy sobie szczerze - kto szuka ten znajdzie :) a ta audycja jest żywym dowodem :D
Jak to śpiewał wspomniany Peter:"everything dies" - tak to już jest.

Kamil Mrozkowiak pisze...

Myślę, że problem poczucia zatracenia łatwości bycia oryginalnym trapił ludzi również wiele lat temu. Tutaj niewiele się zmieniło. Na za sadzie analogii, starsi zawsze będą narzekali na młodzież, wspominając swoje czasy, czyli przeszłość, gdy wszystko było lepsze i ciekawsze.

Żyjemy w epoce postmodernizmu, ale, jak sam napisałeś, kto szuka, ten znajdzie.