poniedziałek, 24 października 2016

(Nie)kontrolowany chaos

Godzinę przed audycją zwykłem zaglądać do pokoju redakcyjnego i sprawdzać, czy w mojej przegródce nie pojawiło się coś nowego. Zazwyczaj jestem uprzedzany o nadejściu danego krążka i dobrze wiem, czego się podziewać, dlatego w tym przypadku byłem nieco zaskoczony. Stempel pocztowy z Pruszcza Gdańskiego przypominał mi co najwyżej ekipę zakutą skóry i żelazo, która w latach 90. siała postrach na koncertach w całej Polsce. Jednak w kopercie ekipy nie było. Znalazłem za to debiutancki krążek Eta Nearrum. Nazwa nic mi nie mówiła, ale że do północy było jeszcze nieco czasu, włożyłem płytę do studyjnego odtwarzacza.

Eta Nearrum  /  Fot. .facebook.com/EtaNearrum
Młodzi mieszają, i to bardzo. Wyraźnie słychać, że w ich sali prób zderzają się różne gusty, zaś nagrania powstają na drodze kompromisu. Mamy tu klimat, nieco nastrojowej przestrzeni, znacznie więcej ciężaru, a chwilami nie brakuje również i hałasu. Operując w uproszczonych kategoriach szuflad, można powiedzieć, że tych czterech młodzieńców przesypało zawartość progresywnych i lekko deathowych rozwiązań do miejsca z łatką "post metal". Zostawiając jednak już te wyblakłe etykiety, najprościej jest powiedzieć, że "Behind The Apocalypse" to jedno wielkie nieokrzesanie. Ale takie pozytywne. Chłopaki mają w sobie dużo energii i chęci do grania. Dowodem niech będą nie tylko koncerty, ale i fakt rozsyłania po Europie i jeszcze dalszym Zachodzie pokaźnej liczby egzemplarzy debiutu. Nie szczędzą na to czasu i środków. Na efekty akcji trzeba będzie jeszcze zaczekać, ale już teraz można przypomnieć stare porzekadło, mówiące, że każdy kij ma jednak dwa końce.    


Otwarcie trzeba przyznać, że za tym pozytywnym chaosem kryje się także duża nierówność. Owszem, "Behind The Apocalypse" to regularny debiut i z pewnością panowie szukają jeszcze swojego miejsca, niemniej ten album spokojnie obszedłby się bez kilku nagrań. Im muzycy starają się grać szybciej, tym bardziej na tym tracą. Zdecydowanie ciekawiej wypadają utwory, którym daleko do hałasu. Może być ciężko, ale gdy jest przy tym nieco wolniej, z większą dozą melodii i przestrzeni, tym bardziej przyciąga to ucho. Podobnie rzecz ma się z wokalami. Ileż to razy słyszeliśmy typowy postmetalowy growl? Warto postawić na czyste partie. Taki głos, charakterystyczny dzięki swojej barwie, skuteczniej przyciągnie uwagę. Na "Behind The Apocalypse" jest go zdecydowanie za mało.    


Debiut Eta Nearrum to potencjał wymieszany ze sztampą, ale z widokami na przyszłość. Wiele będzie jednak zależało od produkcji. Pomysły są ciekawe, jednak bez nadania im odpowiedniej dźwiękowej formy bardzo dużo stracą. To niestety słychać. "Behind The Apocalypse" miałoby do zaoferowania więcej, gdy je nieco dopieścić. Niemniej sukcesor wydanej dwa lata temu epki "Event Horizon" to interesujący prognostyk, świadczący, że Trójmiasto i okolice to wciąż ważne miejsca na muzycznej mapie Polski.

Brak komentarzy: