niedziela, 11 września 2016

Z berlińskiej piwnicy

Szukanie dobrego, zimnego grania w Niemczech to jak wejście do sklepu z zabawkami. Niby wszystko się zgadza, niby tak wiele z nich chciałoby się natychmiast zdjąć z półki, ale ostatecznie bawilibyśmy się tylko tymi, które naprawdę nas przekonają. Pozostałe już po godzinie trafiłby do kosza. Inna sprawa, że czasem wyciągnięty z szuflady niepozorny i wytarty miś będzie miał nieporównywalnie więcej do zaoferowania niż kolorowe klocki. A takim właśnie matowym pluszakiem jest chociażby Monowelt, które po czterech latach działalności w końcu wyjęto z berlińskiego podziemia.

Monowelt  /  Fot. acebook.com/monoweltdarkwave
Duet tworzą Marta Raya i Daria Leere, ale nie dajcie się zwieść. To nie Niemki. Jedna jest Rosjanką, a druga pół Polką, pół Białorusinką. Obecnie mieszkają w Berlinie, a prywatnie i na próbach rozmawiają po rosyjsku. Co ciekawe, naszą rodaczkę może kojarzyć każdy, kto lata temu zaglądał do kultowej i nieistniejącej już niestety warszawskiej Kopalni. Jednak w praktyce dla większości Monowelt będzie zupełnie anonimową nazwą. Wyjątek co najwyżej stanowią najzagorzalsi fani zimnej sceny, szczególnie ci ze wspomnianej stolicy. Choć to niebawem może się zmienić, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, za sprawą regularnego debiutu. Po drugie zaś, promując rzeczone "Rückschau", panie zawitają także nad Wisłę. 17 września zagrają przed francuskim Frustration w Znośnej Lekkości Bytu na warszawskiej Pradze. I mimo że zdecydowana większość biletów sprzeda się z myślą o pierwszym polskim występie paryżan, sugerowałbym jednak, by przyjść godzinę wcześniej i poświęcić nieco uwagi Monowelt. 


Owszem, nie trzeba nawet spoglądać na instrumentarium. Wystarczą zdjęcia Marty i Darii, by wszystko było jasne. Ale to nie ma znaczenia. Panie od początku grają w otwarte karty, realizując fascynację zimnym, czarno-białym i minimalistycznym graniem. Niby nic odkrywczego, a wszystko jest dobrze wykonane i przyjemnie osadzone w klasyce gatunku. "Rückschau" bardzo szybko wpada w ucho, zwłaszcza wieczorami. Jednak wbrew pozorom ta zimna dźwiękowa przestrzeń nie ucieka pamięci. Chce się do niej wracać, głównie dzięki nastrojowi i dobrze zrealizowanemu analogowemu brzmieniu. Widać, produkcyjna pomoc Williama Maybelline'a z Lebanon Hanover była dobrym pomysłem.


"Rückschau" po niemiecku oznacza przegląd i niewątpliwie debiut Monowelt to podsumowanie pierwszych czterech lat działalności duetu. Panie uczyły się na własnych błędach i wyciągnęły wnioski. Nie było zgubnego pośpiechu, nie było także usilnego wypełniania płyty publikowanymi wcześniej pojedynczymi nagraniami. Dzięki temu w nasze ręce trafił przemyślany i spójny krążek. To wydawnictwo ma szansę korespondować z płytami najlepszych obecnie przedstawicielami czarno-białego minimalizmu, a nam pozwala w przyszłości oczekiwać nieco więcej. Szkoda tylko, że grecka Geheimnis Records nie przewidziała kompaktu. Jedynym fizycznym nośnikiem "Rückschau" jest winyl, niekoniecznie czarny.

Brak komentarzy: