Przyznam, że to dziwne uczucie pisać o czymś z tygodniowym wyprzedzeniem tak, jakby miało wydarzyć się jutro, ale nie pozostaje mi nic innego, gdyż w miejscu, w którym przebywam od siedmiu dni, nie mam dostępu do Internetu, a w zasadzie nie chce mieć, choć raz w roku. Jednak to nie oznacza, że nadchodzącej nocy z poniedziałku na wtorek nie zasiądę za konsoletą i przy mikrofonie. Stanie się tak, jeśli tylko islandzki wulkan ponownie nie spowoduje zamknięcia nieba nad Europą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz