niedziela, 2 kwietnia 2017

Katowicki sen

Są wykonawcy, którzy większą uwagę przyciągają dopiero po latach. Ich nazwiska co prawda trafiły już do naszych kajetów, ale z różnych powodów nie poświęcaliśmy im przesadnie wiele czasu. Dlaczego? Albo nie do końca podobała nam się muzyka, czasem trafiała na zły okres w naszym życiu, a niekiedy zwyczajnie odkładaliśmy ją na wieczne "później", słuchając czegoś, co w danej chwili uznawaliśmy za ciekawsze. Jednym z takich twórców jest Maciej Szymczuk. Każda jego kolejna płyta brzmi bardziej interesująco i ma więcej do zaoferowania.

Maciej Szymczuk  /  Fot. mszymczuk.pl
"Light of the Dreams" to czwarty album katowiczanina wydany siłami trójmiejskiej Zoharum i zdecydowanie najlepszy. Jego przewaga nad pozostałymi krążkami tkwi w sile przyciągnięcia uwagi, dość skutecznie zachęcającej do poznania całego albumu za jednym przesłuchaniem. Nie oznacza to, że "Ways", "Clouds" i "Music for Cassandra" to złe albumy. Bynajmniej. Nie da się jednak ukryć, że momenty, w których intrygują najbardziej, trzeba chcieć wyłuskać. A że z płyty na płytę przybywa ich, siłą rzeczy, czyli naturalną drogą rozwoju Maćka Szymczuka, "Light of the Dreams" ma do zaoferowania najwięcej.



Paradoksalnie ta poświęcona snom płyta wcale nie należy do sennych i leniwych, choć oczywiście nie brakuje jej oniryzmu. Nie da się jednak ukryć, że im więcej dzieje się w danym nagraniu, tym brzmi ono ciekawiej. To stąd właśnie bierze się wspomniana gradacja wartości poszczególnych krążków Szymczuka. Tym razem katowiczanin mocno postawił na syntezatory, niejako przenosząc fabułę tytułowych snów do lat 80. To się sprawdziło. Album brzmi analogowo i bardzo przyjemnie dla ucha, budząc dobre skojarzenia z orientem i naturalnie przeszłością. W pewnym momencie przeszłość ta jest jednak o wiele bardziej zamierzchła, niż mogłoby się wydawać. W jednym nagraniu słychać słowa napisane przez Adama Asnyka.


Jeśli Maciek Szymczuk utrzyma obrane wydawnicze tempo i poziom rozwoju, niebawem w nasze ręce trafi kolejna płyta, mająca do zaoferowania jeszcze więcej od poprzedniczek. By jednak tak się stało, w każdym nagraniu musi coś się dziać. Najlepiej, by stricte ambientowe korzenie katowiczanina jeszcze bardziej wtopiły się w nieco żywszą elektronikę. Wówczas skorzystamy na tym wszyscy. A tymczasem kolorowych snów.

Brak komentarzy: