Rzadko, a nawet jeszcze rzadziej, zdarza się, by kilku muzyków zdołało zmienić dotychczasowy sposób postrzegania całego gatunku. A jeśli już do tego dochodzi, to zazwyczaj ich wysiłki są docenione przez wąską garstkę osób i to zazwyczaj dopiero po latach. Na szczęście czasem jesteśmy świadkami muzycznych cudów przeczących tej regule. Cudów, do których z całą pewnością należy zaliczyć fińskie Tenhi.
Fot. Arch. zespołu
Muzyka mroczna i minimalistyczna, z drugiej zaś strony momentami skoczna, by nie powiedzieć pogodna i wesoła, ale zawsze, absolutnie zawsze, piękna i inspirowana tym samym, czyli fińską przyrodą. Słuchając jej, za każdym razem zastanawiam się, ile jeszcze muzycy Tenhi znajdą w sobie pokładów pomysłowości i przede wszystkim oryginalności. Wszak te w przypadku żadnego muzyka nie są niewyczerpane, choć za sprawą każdej z trzech dotychczasowych studyjnych płyt, i jednej nagranej pod szyldem Harmaa, Finowie zdają się całkowicie przeczyć temu stwierdzeniu. Ci muzyczni czarodzieje, sięgając po altówkę, flet, wiolonczelę, skrzypce, fortepian, regularną sekcję rytmiczną i gitary akustyczne, tworzą coś, co trudno opisać słowami. Te dźwięki po prostu płyną, a słuchacz mimowolnie podąża ich śladem. Jednak w tym wszystkim od pięciu lat brakuje jednego, nowej płyty. Choć niewykluczone, że ku uciesze wielu osób ta wydawnicza cisza niebawem zostanie przerwana.
Fot. Arch. zespołu
Wszystko wskazuje na to, że tegorocznej jesieni ukaże się długowyczekiwany czwarty, a dla niektórych piąty, regularny album Finów, który jak dotąd owiany jest wielką tajemnicą. Wiemy jedynie, że płyta zatytułowana "Saivo" została już nagrana i wkrótce powiniśmy dowiedzieć się więcej. A że w takich przypadkach cierpliwość zazwyczaj popłaca, nie pozostaje nam nic innego, jak wypatrywać czasu spadających liści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz