wtorek, 11 października 2011

Nadchodzi czas kabaretu

Temperatury panujące za oknem i powolne, choć coraz bardziej wyczuwalne, zbliżanie się zimy najwyraźniej sprawiają, że od dłuższego czasu sięgam przeważnie po płyty spod znaku szeroko rozumianego zimnego rocka. Tyczy się to zarówno rodzimych jak i zagranicznych wykonawców, których dokonania są mi szczególnie bliskie. Wówczas zawsze miło jest wrócić do polskiej klasyki gatunku, ale jeszcze przyjemniej jest poznać debiutanckie wydawnictwo obiecującej grupy. Tak było m.in. w przypadku Thuoc, Wież Fabryk i Cieplarni. Tak też jest w przypadku legnickiego Cabaret Grey.

Fot. Arch. zespołu
Zespół powstał wiosną 2010 r. i jak czas pokazał, jego muzykom, czyli w praktyce duetowi Leszego i Salomei, dość szybko udało się skomponować melodie będące w linii prostej nawiązaniem przede wszystkim do lat 80. Jednak wbrew pozorom ta jawna fascynacja przeszłością została zaprezentowana w sposób niezwykle świeży. Synteza post punkowej prostoty, czerni ścisłe związanej z tą odmianą rocka i charakterystycznego wokalu Salomei przyniosły efekt w postaci sześciu utworów, które trafiły na wydany siłami samych muzyków mini album "Stirring". To wydawnictwo można opisywać na wiele sposobów, ale wybierając jeden, podkreśliłbym przede wszystkim autentyczność.

Fot. Maria Stojek-Sorys
Wyraźnie słychać, że tworzenie tej grupy i granie samo w sobie sprawia muzykom wielką przyjemność. A to zaś ma niebagatelny wpływ na sam repertuar, który w tym przypadku jest melodyjny, miejscami niemalże przebojowy, i przede wszystkim silnie osadzony w zimnym brzmieniu, zdominowanym przez wysuniętą sekcję rytmiczną. To wszystko cieszy tym bardziej, że w naszym kraju takich grup wciąż jest jak na lekarstwo i każda kolejna może rozbudzać nowe nadzieje, a gdy jej debiut jest na tyle udany jak w przypadku Cabaret Grey, to w przyszłość tej muzyki w Polsce patrzy się z jeszcze większym optymizmem. Zwróćcie uwagę na ten zespół, gdyż pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, że jesteśmy świadkami narodzin czegoś o potencjale na miarę Evy i Miquel And The Living Dead.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

zajebisty zespół, mam płytę od dawna, ciągle słucham!:)

Kamil Mrozkowiak pisze...

Pozostaje zaczekać na regularne wydawnictwo.

Pozdrawiam