poniedziałek, 3 czerwca 2013

Gotyk po polsku

Niemal od zawsze miałem niemały problem z tzw. polskimi zespołami gotyckimi. I  nie chodziło tu tyle o muzykę, ta skutecznie wpisywała się w nurt klimatycznego rocka, lecz o partie wokalne wykonywane w naszym ojczystym języku. Zaśpiewanie ich poprawnie, tak by nie budziły poczucia infantylności, to nie lada sztuka, zwłaszcza w tej stylistyce. Niewielu przedstawicielom owego nurtu udało się to na tyle, by po latach chciało się wracać do ich nagrań. Choć oczywiście nie jest to niemożliwe. Co jakiś czas sięgam po archiwa Naamah, Daimonion, pierwsze dwie płyty Artrosis, czy nawet debiut Batalion D'Amour, nie wspominając już o sentymencie do Closterkeller, udanie pozostającego wyjątkiem od wspomnianych rozterek. Czasem też z zakurzonego miejsca na półce wyjmę album do niedawna zupełnie zapomnianego zespołu, który, co ciekawe, reaktywował się w tym roku.

Lorien, zdjęcie z tegorocznej próby  /  Fot. facebook/lorien2013
Grup o nazwie Lorien było i wciąż jest wiele. Wszak niedawno w Waszej obecności sięgałem po archiwalia jednego z przedstawicieli trójmiejskiej sceny. Teraz jednak mowa o zespole kojarzonym niegdyś z Białobrzegami, a później z Warszawą. Ten Lorien zapadł w pamięci rodzimych sympatyków gotyckiego rocka przede wszystkim debiutancką płytą "Lothlorien", która ukazała się w 1998 r. nakładem poznańskiej Black Flames. Była także dostępna w USA i Australii i co ciekawe, jej współrealizatorem był Docent, nieżyjący już perkusista Vader. Dziś o tym albumie można powiedzieć, że pozostaje jednym z reprezentatywnych wydawnictw dla szeroko rozumianego polskiego rocka gotyckiego drugiej połowy lat 90. To przecież m.in. takie zespoły grały na pierwszych edycjach festiwalu Castle Party, gdzie siłą rzeczy nie zabrakło także i Lorien. Owszem, obecnie słuchając tej muzyki, czasem można się uśmiechnąć pod nosem, a teksty włożyć do szuflady mroku, rozpaczy i długich czarnych włosów. Jednakże miejscami ten album potrafi się obronić i szydercze skojarzenia zastępuje poczucie nastroju stworzonego przez muzykę.

Lorien 1998 r., sesja do płyty "Lothlorien"
Co prawda, przed przerwaniem działalności zespołu w 2005 r. ukazała się jeszcze płyta "Czarny kwiat lotosu", ale nie zbudziła ona już takiego zainteresowania jak debiut, a Lorien bardziej kojarzyło się z typowym zespołem z telewizyjnych programów młodzieżowych niż ze swoją muzyczną przeszłością. A jak będzie teraz? Wszystko w rękach muzyków. Oby jak najdalej uciekli od utartych schematów. Poniżej znajdziecie jedno z ciekawszych nagrań, jakie trafiło na debiut Lorien, pamiętany nie tylko ze względu na muzykę, ale i charakterystyczną okładkę. Przede wszystkim dla sympatyków gatunku i wszystkich lubiących przeglądać archiwa rodzimej muzyki.

Brak komentarzy: