środa, 26 grudnia 2012

Jeszcze w tym roku

Nawet gdy wydaje się, że do końca roku pozostało już niewiele czasu i jesteśmy wręcz przekonani, że równie niewiele, jak nie mniej, będzie jeszcze w stanie się wydarzyć, to jednak czasem los udowadnia nam, że wówczas bardzo się mylimy. Dotyczy to wielu aspektów życia, w tym również muzyki, w przypadku której, przyznam szczerze, nie liczyłem już na zbyt wiele przed 31 grudnia. A jednak wszystko dość gwałtownie się zmieniło, gdy posłuchałem dopiero co wydanego nowego wydawnictwa Alcest. 

Fot. Maria Louceiro
Jak wskazuje sam tytuł "BBC Live Session", na krążku znalazły się kompozycje nagrane na żywo specjalnie dla brytyjskiego publicznego nadawcy. To zaledwie trzy nagrania znane już z regularnych wydawnictw, ale mimo wszystko niosące ze sobą tyle nastroju, namiastki magii i estetyki z pogranicza dźwiękowego piękna, że nadal nie sposób przejść obok nich obojętnie. To zadziwiające, dokąd potrafi zaprowadzić muzyka pasja tworzenia. I to tym bardziej, jeśli jego przygoda z komponowaniem zaczynała się od black metalu. Obecnie o czarnej przeszłości Alcest od czasu do czasu przypomina jedynie charakterystyczna surowość brzmienia gitar. Reszta zaś to shoegaze, choć oczywiście zagrany a nieco inna nutę, niż zwykli to czynić klasycy gatunku. I dobrze. Dzięki tej fuzji kilka lat temu na naszych oczach i uszach powstało coś bardzo ciekawego.


Jeśli dobrze znacie i cenicie sobie twórczość Neige'a, "BBC Live Session" z pewnością na długo zagości w Waszych odtwarzaczach. A właściwie adapterach, gdyż jedynym fizycznym nośnikiem tego wydawnictwa jest winyl. Jeśli zaś, czytając te słowa, z muzyką rzeczonego Francuza spotykacie się po raz pierwszy, istnieje naprawdę duże prawdopodobieństwo, że nie po raz ostatni. Posłuchajcie sami. Warto. Poniżej jedno z trzech nagrań, które trafiło na najnowsze wydawnictwo Alcest. Obiecuję, że jak tylko ten winyl znajdzie się w moich rękach, zabiorę go na nasze spotkanie.

sobota, 22 grudnia 2012

Do usłyszenia w styczniu

Kalendarz jest nieubłagany i nasze minione spotkanie było ostatnim w tym roku. W najbliższy poniedziałek przypada 24 grudnia, a kolejny pierwszy dzień tygodnia kończy tegoroczny kalendarz. W związku z tym w czasie Melodii usłyszycie odpowiednio świąteczną i noworoczną ramówkę. Dlatego teraz pozostaje mi jedynie życzyć Wam, byście pod choinką znaleźli niejedną dobrą płytę. Nie powinno to być szczególnie trudne, gdyż tych w tym roku przecież nie brakowało. Spotkamy się w nocy z 7 na 8 stycznia. A już teraz mogę zapowiedzieć, że wówczas będę miał dla Was pewną niespodziankę. Mam nadzieję, że miłą. Do usłyszenia.

Fot. Wojtek Dobrogojski

wtorek, 18 grudnia 2012

Pytanie bez odpowiedzi

Będąc nastolatkiem, bez raczkującego jeszcze wówczas dostępu do internetu, miałem zwyczaj regularnego czytania prasy muzycznej i słuchania radia. W tym drugim przypadku dość szybko sam odbiór  fal radiowych już nie wystarczał. Dlatego zacząłem dzwonić do różnych audycji, przede wszystkim tych w pamiętnej Rozgłośni Harcerskiej i późniejszej Radiostacji, by porozmawiać na antenie bezpośrednio z twórcami danych nagrań. W zdecydowanej większości były to zespoły jeszcze bez regularnej płyty, których dyskografię zazwyczaj tworzyło jedynie debiutanckie demo. Niekiedy zdarzało się, że po takiej rozmowie muzycy bądź prowadzący dany program wręczali mi jeden z egzemplarzy tego materiału, którym przeważnie była płyta cd-r z kserowaną okładką. W ten sposób udało mi się dotrzeć do muzyki mało znanych i przeważnie zapomnianych już grup, których członkowie ostatecznie niestety nie doczekali profesjonalnego debiutu. A szkoda, gdyż kilka z tych zespołów mogło stworzyć coś ciekawego, jak chociażby krakowskie Eulogy.

Fot. Arch. zespołu
Zespół powstał w 1998 r. i przez kilka kolejnych lat dał się poznać jako ciekawa hybryda różnych stylów, której ostateczne ramy określiły grunge i fascynacja dokonaniami grupy Tool, niezmiernie popularnej w naszym kraju, zwłaszcza na przypadający wówczas przełom wieków. Słychać to przede wszystkim w brzmieniu, choć na szczęście nie zostało ono oparte wyłącznie na sześciostrunowych instrumentach. Nie bez znaczenia były również instrumenty smyczkowe. Skrzypce dość ciekawie uzupełniły zarówno surowe brzmienie wspominanych gitar, jak i bardzo charakterystyczny głos wokalisty. To wszystko przełożyło się na stworzenie dość melancholijnego i refleksyjnego nastroju pełnego czegoś, co miało skłonić słuchacza do przemyśleń na wiele tematów. Przede wszystkim tych egzystencjalnych.



Słuch o zespole zaginął ok. 2003 r. Potem nie docierały już do mnie żadne informacje na jego temat. O grupie co jakiś czas przypominają mi jedynie stojące na półce dwie niepozorne płyty cd-r. Choć tak naprawdę wszystkie nagrania z tych krążków to sumie jeden materiał demo. To był jeden z tych zespołów, który w razie otrzymania szansy być może nie osiągnąłby jakiegoś spektakularnego sukcesu, ale gdyby jego muzycy doczekali się regularnej i przede wszystkim profesjonalnie nagranej płyty, to w nasze ręce mogłoby trafić coś ciekawego. Oni potrafili zagrać, i nie tylko dlatego, że każdy z członków Eulogy był dyplomowanym muzykiem. W tych dźwiękach po prostu słyszało się pomysł.



Dziś trudno dotrzeć do nagrań Eulogy i dowiedzieć się o zespole czegoś więcej poza coraz bardziej blednącą notką biograficzną. Na szczęście kilka z nich zostało zamieszczonych w sieci i wciąż można ich posłuchać. A kto wie, być może co bardziej uparci z Was poznają pozostałe kompozycje, których to niestety nie było przesadnie wiele. Zaintrygowanych zachęcam do odwiedzenia działu MP3, których warto posłuchać.

sobota, 15 grudnia 2012

Medebor w Melodiach Mgieł Nocnych

W najbliższy poniedziałek o północy będę miał przyjemność porozmawiać w Waszej obecności z Andrzejem Bucikiewiczem, wokalistą trójmiejskiego Medebor, o którym wielu niestety zdążyło już zapomnieć. Zespół po latach wydawniczego milczenia dość niespodziewanie raz jeszcze dał znak życia, nagrywając płytę "A Taste of Insanity", która to pod koniec listopada ukazała się nakładem niemieckiej Legacy Records.
Fot. Arch. zespołu
Z pewnością nie zabraknie również tematów dotyczących szeroko rozumianego rodzimego klimatycznego grania, jego obecnej kondycji i bardzo bogatej przeszłosci, w którą niewątpliwie wpisują się również dokonania Medebor. Włączcie radio o stałej porze, jeśli chcielibyście przypomnieć sobie o tej grupie, bądź po prostu ją poznać, i posłuchać obszernych fragmentów jej nowej płyty. Do usłyszenia.

Okładka płyty "A Taste of Insanity"

środa, 12 grudnia 2012

Maksimum treści przy minimum środków

Nowych, sztucznie wymyślnych i nadmiernie dmuchanych, wydawnictw ukazuje się aż tyle, że czasem człowiek ma ochotę odciąć się od wszystkiego, zapomnieć o całej tej "wyszukanej" muzyce i zwyczajnie od niej uciec. Nie jest to łatwe, ale możliwe. Jako że siłą rzeczy w moich odtwarzaczu gości wiele albumów, sam co jakiś czas borykam się z tym problemem. Wówczas najlepiej jest sięgnąć po klasykę, to z czego wywodzi się nasza ulubiona muzyka lub poszukać dźwięków najprostszych, minimalistycznych, gdzie kluczowa jest treść, a środki wyrazu wydają się ograniczone do minimum. Ostatnimi czasy coraz częściej bliżej mi do tego drugiego rozwiązania. Wówczas sięgam m.in. po dokonania szwedzkiego Lustre.

Lustre  /  Fot. Arch. zespołu 
To jednoosobowy projekt powołany do życia w 2008 r. przez chyba jeszcze wówczas nastolatka. O tym muzyku nie wiemy przesadnie dużo. Pochodzi z Östersund i komponuje pod pseudonimem Nachtzeit. Pisana przez niego muzyka to black metal, momentami wręcz ascetyczny, ale w tym minimalizmie potrafił znaleźć miejsce na wyraźnie zarysowaną linię melodyczną, której największą zaletą jest prostota. Te dźwięki po prostu zostają w głowie. Wściekłość gitar, tak często eksponowana w czarnej sztuce, nie jest tutaj na pierwszmy miejscu. Te zamują klawisze. One prowadzą wszystko. Za nimi podążą pozostałe instrumenty, a wspomniane sześć strun, odpowiednio stłumionych, to zaledwie tło. Oczywiście nie zawsze tak było. Im wcześniejsze wydawnictwa Luster, tym więcej na nich gitar i surowości, ale i tak w obu przypadkach wspomniany minimalizm bardzo udanie przełożył się na ekspresję zawartą w tej muzyce, skrzekliwych wokalach, co z kolei owocuje poczuciem słuchania czegoś autentycznego, czegoś, w co twórca po prostu włożył serce.

Do tej pory na dyskografię Lustre składają się trzy regularne płyty, trzy epki, jedno demo oraz split. Na każdym z tych wydawnictw znajdziecie coś na swój sposób pierwotnego. Ale nie oczekujcie przebojowości i krótkich utworów. Jedno nagranie to niekiedy dobre dwadzieścia minut średnich temp ściany surowych gitar i prowadzących je klawiszy. Wydawnictw Luster rzadko słucha się od początku do końca, ale wystarczy jeden utwór, by nieco inaczej spojrzeć na jakże przesadzoną, przekombinowaną i rozdmuchaną do granic możliwości muzykę, jaka otacza nas na co dzień. Dla ortodoksyjnych fanów gatunku i dla tych, którzy chcieliby poznać coś, co jest dalekie od dużych wytwórni, pism muzycznych, czy nawet serwisów internetowych. W tej muzyce zawarto szczere emocję, dlatego warto przynajmniej ją poznać.

sobota, 8 grudnia 2012

Praca u podstaw

Zanim o jakimś zespole, szumnie mówiąc, usłyszy cała Polska, zazwyczaj jego muzycy stawiają pierwsze kroki w małych klubach, domach kultury i wszelkich miejscach, w których przyjdzie im pomysł na zorganizowanie koncertu. Dlatego tak ważne jest wspieranie nie tylko uznanych już wykonawców, ale przede wszystkim tych, którzy są zdecydowanie bliżej nas, a których to, np. mieszkając w dużych miastach, nie zawsze dostrzegamy. Wszystko zaczyna się w garażu, piwnicy i zwykłej sali prób. Dopiero potem przychodzi czas na coś więcej. Choć i to nie zawsze to się udaje. Przykłady można by mnożyć, a jednym z nich z pewnością pozostaje dorobek stołecznej sceny, którego kolejna część zostanie zaprezentowana podczas zbliżajacej się czwartej już edycji festiwalu Warszawa Brzmi Ciężko.


16 grudnia w warszawskiej Proximie zagrają Hate, Lostbone, Hellectrisity, Thesis, Magnificent Muttley, The Stray, Checkpint oraz zespól wyłoniony w drodze konkursu. Tradycyjnie oprócz występów zaproszonych gości organizatorzy przewidzieli giełdę płytową oraz multimedialną prezentację fotografii koncertowej. Muzycy pierwszego zespołu wyjdą na scenę o godzinie 16. Ceny biletów wynoszą 25 zł w przedsprzedaży i 35 zł w dniu koncertu. Wszystko wskazuje na to, że podczas naszego spotkania, które przypadnie 10 grudnia, będę mógł wręczyć Wam kilka zaproszeń na to wydarzenie. Zatem zainteresowani niech uważnie nadstawiają uszu. Wspierajcie lokalnych wykonawców. Od tego wszystko się zaczyna.


środa, 5 grudnia 2012

Zdjęcia z koncertu Moonspell

Mimo że od warszawskiego występu Portugalczyków minęły już dwa tygodnie, to z pewnością wielu z Was wciąż wspomina to, co wydarzyło się w klubie Progresja, gdy na scenie stanęli również muzycy Pain, Swallow The Sun, Lake of  Tears i Scar of The Sun. Mnie niestety nie było dane tego zobaczyć, ale na niewielkie pocieszenie, zarówno dla mnie jak i wszystkich nieobecnych, pozostają zdjęcia z rzeczonego wieczoru.

fot. Wojtek Dobrogojski
Autorem fotografii jest Wojtek Dobrogojski, którego głos, co ciekawe, zawsze możecie usłyszeć bezpośrednio przed Melodiami Mgieł Nocnych. Wówczas przy dźwiękach znajomych partii gitar informuje Was, jakiego radia słuchacie. Wszystkie zdjęcia znajdziecie tutaj.

niedziela, 2 grudnia 2012

Spłacony kret zaufania

Cierpliwość pozostaje domeną mało którego człowieka. Zwłaszcza, gdy czeka na coś, co jest mu szczególnie bliskie. Ale mimo wszystko, popłaca. Przekonuję się o tym za każdym razem, gdy w moje ręce trafia płyta, której to premiery od dawna wypatrywałem w kalendarzu. Kilka tegorocznych wydawnictw potwierdziło tę tezę, w tym również nowy krążek Antimatter.

Fot. Materiały promocyjne
Gdy w miniony poniedziałek prezentowałem Wam fragmenty rozmowy przeprowadzonej z Mickiem Mossem cztery lata temu po koncercie w poznańskim Eskulapie, jeszcze bardziej doceniłem konsekwencję i upór Brytyjczyka. Już wówczas opowiadał, że chce skupić się na problematyczne społecznej, widząc to, co dzieje się w jego rodzinnym Liverpoolu i innych angielskich miastach. Postanowił więc porzucić pisanie o depresji, gdyż tą pozostawił już za sobą, i tak narodził się pomysł na "Fear of A Unique Identity", które, co ciekawe, pierwotnie miało nosić tytuł "Wide Awake In The Concrete Asylum".

Okładka płyty "Fear of A Unique Identity
Po raz kolejny Mickowi Mossowi, i zarazem po raz drugi już bez Duncana Pattersona, udało się nagrać płytę, jakiej wcześniej pod szyldem Antimatter nie było. Tak jak wszystkie poprzednie cztery studyjne albumy, ten również zdecydowanie wyróżnia się na tle poprzednich wydawnictw, udanie spłacając niemały kredyt zaufania wobec licznych sympatyków i ich oczekiwań. Muzyka wciąż jest melancholijna, pełna refleksji i smutku, ale jeszcze bardziej dopracowana i po prostu ciekawa. Taka, jakiej chce się słuchać. To wszystko za sprawą udanego połączenia tego, z czego dobrze znamy Antimatter, czyli gitar akustycznych, ich elektrycznych odpowiedników, tak bardzo charakteryzujących poprzedni album, oraz skutecznie uzupełniającej całość elektroniki. Te utwory to zwyczajnie dobrze napisane piosenki. Przy czym pod ich pojęciem należy rozumieć zamkniętą i jak najbardziej kompletną strukturę utworów. Tu wszystko się zgadza.



Względy marketingowe sprawiły, że "Fear of A Unique Identity" to nie tylko dziewięć premierowych nagrań składających się na podstawową wersję płyty. To również w sumie sześć kolejnych kompozycji, z których dwie trafiły na wydanie albumu w digipacku, a cztere kolejne wydawca dołożył do digibooka, który uzupełnia dvd ze znajdującym się poniżej teledyskiem do utworu "Uniformed&Black". Trzeba jednak zaznaczyć, że te dodatki to wersje demo nagrań z podstawowej wersji płyty oraz ich alternawtyne miksy i remiksy, które jednoznacznie kojarzą sięz krążkami 'Lights Out" i "Planetary Confinement". Czy warto zatem głębiej sięgnąć do kieszeni? Owszem, ale tylko wtedy, gdy koniecznie będziecie chcieli je posiadać. Można bez nich żyć. Inna sprawa, że rozszerzone edycje to znacznie większy wydatek. Dlatego niebawem podczas naszego spotkania zaprezentuję Wam wszystkie te kompozycje, byście samodzielnie i w pełni świadomie mogli podjąć decyzję, dobrze wiedząc, na co się decydujecie.



Piąty studyjny album Antimatter to jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tej jesieni. Dodajmy, premier niezwykle udanych. "Fear of A Unique Identity" to płyta, która udowadnia, że są jeszcze muzycy, którym warto zwyczajnie ufać. Zupełnie tak, jak  drugiemu człowiekowi. Im wcześniej zdecydowaliście się na to przed premierą, tym większa będzie teraz Wasza radość ze słuchania tej muzyki.