sobota, 18 lutego 2012

Tam, gdzie grzebie się obcych

Przeglądając płyty na półce, zastanawiając się nad nabyciem kolejnych, słuchając ich i wreszcie, chodząc na koncerty, zadaję sobie pytanie, czy znajdę jeszcze dźwięki, które mnie zaskoczą, w których doszukam się czegoś nowego, czegoś zupełnie innego. I wówczas, ku własnemu zaskoczeniu, znajduję taką muzykę. To oczywiście nie zdarza się przesadnie często, ale na szczęście raz na jakiś czas tego doświadczam, o czym od kilku lat przypominają mi nagrania m.in. A Place To Bury Strangers.

Fot. Scott Spy
Gdy po raz pierwszy sięgnąłem po dwie dotychczasowe regularne płyty Amerykanów, na własne uszy przekonałem się, że określanie ich mianem najgłośniejszego zespołu w Nowym Jorku nie jest bezpodstawne. Istna ściana dźwięku balansującego na granicy przesteru, zawarty w niej olbrzymi ładunek energii i wymykające się jednoznacznej klasyfikacji pomysły, w jednej chwili przykuwają uwagę lub natychmiast wyzwalają uczucie bezgranicznej niechęci. Jest to spowodowane nie tylko wrażeniem hałasu, ale i niezwykłej swobody, z jaką muzycy przekraczają granice shoegaze'u, post punka, noise'u, eksperymentalnego rocka i szeroko rozumianej, dość zimnej w swoim brzmieniu, elektroniki. Wszystkie te wymieszane ze sobą pomysły, charakteryzujące się wybitnie jednoznacznym poziomem gałki potencjometru, tworzą coś, co potrafi wyrwać ze stagnacji, po prostu obudzić i dać do zrozumienia, że nie wszystko jeszcze wymyślono. Przekonał się o tym każdy, to słuchał nagrań Amerykanów lub widział ich koncert, np. w warszawskim Powiększeniu w maju 2010 r.

Fot. Arch. zespołu
Jeśli posłuchacie poniższego nagrania, które i tak trudno uznać za reprezentatywne dla zróżnicowanych pomysłów nowojorczyków, to najpewniej będziecie zaskoczeni, znając oczywiście muzykę, o której zazwyczaj tutaj piszę, i którą prezentuję Wam podczas naszych spotkań. Czasem jednak warto poszukać tego, co się lubi, również w innych dźwiękach, nie zapominając oczywiście o swoich korzeniach. Ja od czasu do czasu tak czynię i takie są tego efekty.

Brak komentarzy: