Debiutowali w momencie, w którym niemal wszyscy wyczekiwali trzeciego albumu Tides From Nebula. Zadanie mieli zatem niełatwe, ale z pewnością znacząco pomogło im wygranie pewnego ponoć popularnego telewizyjnego programu. Choć oczywiście, cytując klasyka, "skończyły się czasy wszechmocnej telewizji" i nikt już nie da się nabrać nawet na najbardziej mozolnie promowanych słabych wykonawców. Tu jednak było inaczej. Debiut brzeskiego Besides miał dużo do zaoferowania i muzycy bardzo szybko wbili się klinem w układ sił na rodzimej postrockowej scenie. A jak jest teraz? Po pierwsze, wydana niedawno "Everything is..." musiała zmierzyć się z tzw. klątwą drugiej płyty, a po drugie, ta premiera skłania do postawienia przynajmniej jednego szalenie ważnego pytania.
Ciekawi mnie bardzo, co by się stało, gdyby brzeszczanie zadebiutowali przed Tides From Nebula. Warszawiacy nagrali świetną pierwszą płytę w najlepszym możliwym momencie. A że grać potrafią, to i zasłużenie osiągnęli status najbardziej rozpoznawalnego rodzimego przedstawiciela gatunku. Ale gdyby zamienić kolejność debiutanckich premier, to kto wie, jak potoczyłyby się koleje losu. Dlaczego? Bo Besides to kawałek naprawdę solidnie zagranego i dobrze wyprodukowanego post rocka. Owszem, to prawda, że to wszystko już było, że gatunkowo ani "We were so wrong", ani "Everything is..." nie wnoszą nic nowego, a na Zachodzie takich płyt jest bardzo dużo, ale zespół broni się jednak warsztatem. Ten album można by puścić nawet w Kanadzie i powiedzieć, że to nasze, polskie. Oczywiście nikt nie padłby na kolana, ale wstydu też by nie było. Czy to jednak wystarczy? No właśnie. Tu rodzi się jedna zasadnicza wątpliwość.
Na tle zagranicy polski post rock to gatunkowy skansen. Solidny, ale skansen. Póki co wciąż się podoba, jednak to minie, tak samo jak na Zachodzie minęło apogeum fascynacji tą muzyką. Dlatego w pewnym momencie trzeba będzie zaproponować coś nowego, by przytrzymać uwagę kogoś więcej niż jedynie ortodoksyjnych fanów gitarowego grania. To duże wyzwanie nie tylko przed muzykami Besides, ale i wszystkimi rodzimymi przedstawicielami gatunku. Owszem, można się nie przejmować, bo przesadne napięcie nikomu przecież nie pomoże, ale mobilizacja, przekraczanie granic i chęć stawiania kolejnych kroków byłyby mile widziane. Na tym skorzystaliby wszyscy.
"Everything is..." potwierdza, że zainteresowanie Besides nie wzięło się jedynie z telewizji. Tym albumem muzycy w pełni spłacili kredyt zaufania, zaciągnięty m.in. udanym debiutem i dobrymi koncertami. A o tym, co dalej, nie muszą jeszcze myśleć. Dajmy im nacieszyć się tą płytą. Sobie zresztą również. Na walkę z szufladami przyjdzie jeszcze czas. Albo i nie. Posłuchamy, zobaczymy.
Besides / Fot. facebook.com/BesidesBand |
Na tle zagranicy polski post rock to gatunkowy skansen. Solidny, ale skansen. Póki co wciąż się podoba, jednak to minie, tak samo jak na Zachodzie minęło apogeum fascynacji tą muzyką. Dlatego w pewnym momencie trzeba będzie zaproponować coś nowego, by przytrzymać uwagę kogoś więcej niż jedynie ortodoksyjnych fanów gitarowego grania. To duże wyzwanie nie tylko przed muzykami Besides, ale i wszystkimi rodzimymi przedstawicielami gatunku. Owszem, można się nie przejmować, bo przesadne napięcie nikomu przecież nie pomoże, ale mobilizacja, przekraczanie granic i chęć stawiania kolejnych kroków byłyby mile widziane. Na tym skorzystaliby wszyscy.
"Everything is..." potwierdza, że zainteresowanie Besides nie wzięło się jedynie z telewizji. Tym albumem muzycy w pełni spłacili kredyt zaufania, zaciągnięty m.in. udanym debiutem i dobrymi koncertami. A o tym, co dalej, nie muszą jeszcze myśleć. Dajmy im nacieszyć się tą płytą. Sobie zresztą również. Na walkę z szufladami przyjdzie jeszcze czas. Albo i nie. Posłuchamy, zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz