poniedziałek, 30 grudnia 2019

Śmierć radiowca

Nigdy nie byłem wyznawcą Tomasza Beksińskiego. Nigdy nie słuchałem jego audycji na kolanach. Nigdy też nie byłbym skłonny zakrzyczeć każdego, kto choćby pod nosem pisnąłby teraz o nim pół słowa krytyki. Ale mimo to ceniłem go. Za tłumaczenia odcinków i filmów Latającego Cyrku Monty Pythona i "Bondy". Za muzyczną wiedzę. Za to, że twórcza wolność była dla niego ważniejsza, dlatego nigdy nie podpisał umowy o pracę z Polskim Radiem, pozostając wiecznym współpracownikiem. W końcu, za pomysł na prezentowanie muzyki i opowiadanie o niej. Otóż to, opowiadanie. Nie mówienie. Dlatego właśnie nie mogłem przejść obojętnienie obok 20. rocznicy jego samobójczej śmierci. Dlatego, gdy wybiła północ i radiowy kalendarz pokazał 24 grudnia, Wigilię Bożego Narodzenia, Melodie Mgieł Nocnych nie mogły być inne.


Tomasza Beksińskiego postanowiłem wspomnieć przede wszystkim prezentowaną przez niego muzyką. Bo ona nie dzieli, w przeciwieństwie do opinii na temat jego życia, charakteru czy relacji z innymi. Zwłaszcza po ukazaniu się książek Magdaleny Grzebałkowskiej i Wiesława Weissa oraz premierze filmu "Ostatnia rodzina". Słowem, ukłon radiowca w stronę radiowca.

Brak komentarzy: