poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Nadejście początku

Jak zapowiadał, tak zrobił. Fursy Teyssier od ponad roku przygotowywał fanów na otwarcie nowego rozdziału w historii Les Discrets i teraz nadszedł moment może nie tyle szoku czy wielkiego zaskoczenia, co raczej zderzenia z faktami. Epka "Virée Nocturne" w końcu zdradza, jak wiele Francuz pozostawił za plecami i w jakim kierunku zamierza podążać. Choć z drugiej wszyscy dobrze znający nie tylko muzyczną twórczość sympatycznego artysty z Lyonu nie powinni być przesadnie zaskoczeni. Gdy uważnie przyjrzeć się lub nadstawić ucha, wnioski nasuwają się same. To musiało tak się "skończyć".

Furssy Teyssier /  Fot. facebook.com/lesdiscrets
Gdzie zatem ta nowość? Lider Les Discrets pożegnał się z surowymi, postblackmetalowymi gitarami. Teraz znacznie bliżej mu do eksperymentów. Z czystym sumieniem i do woli może poruszać się w płynnych granicach elektroniki, ze szczególnym uwzględnieniem trip hopu, oraz jeszcze bardziej rozmarzonych postrockowo-shoegazowych zakamarkach muzycznej wyobraźni. Można wręcz odnieść wrażenie, że decyzję podjął dawno temu, ale dopiero teraz, czyli po zamknięciu przeszłości koncertowym "Live At Roadburn", mógł w pełni poświęcić się realizacji nowych pomysłów. Z jakim efektem? Trzeba przyznać, że dość interesującym. Nawet jeśli wiele rozwiązań brzmi znajomo, przywodząc na myśl Portishead czy Massive Attack.  


To jednak dopiero początek. Studząc emocje, należy zwrócić uwagę, że na "Virée Nocturne" trafiły zaledwie cztery kompozycje, a w zasadzie trzy oraz remiks jednej z nich. Co więcej, jeden premierowy utwór oznaczono jako wersję demo. Zatem złośliwi, mając przy tym dużo racji, śmiało mogą mówić o marketingowej zagrywce wydawcy, i to szytej dość grubymi nićmi. No ale najważniejsze, że w końcu poznajemy to, o czym mówiło się już od dawna. A to z kolei początek nowej drugi, w której Fursy Teyssier będzie musiał niejako odnaleźć się na nowo. Niejako, bo ta muzyka tkwi w nim od jakiegoś czasu. Musi "jedynie" umieć ją wydobyć i zaproponować w możliwie najciekawszej formule.


Na więcej będziemy musieli zaczekać do początku przyszłego roku. Wówczas w nasze ręce ma trafić "Prédateurs", regularne już wydawnictwo Les Discrets. Na razie mamy znacznie więcej pytań niż odpowiedzi. Choć i tak wiemy więcej niż jeszcze kilka miesięcy temu czy przy okazji premiery "Live At Roadburn" i towarzyszącemu jej pożegnaniu z melodyjnym i pięknym, ale mimo wszystko nieco surowym, brzmieniem. Zaczekajmy. W końcu jak dotąd Fursy Teyssier nigdy nie zawiódł.

Brak komentarzy: