Znalazłoby się nieco wykonawców, którzy z na tyle dużym powodzeniem lawirują pomiędzy określonymi, niekiedy dość często hermetycznymi, stylistykami, że nawet co bardziej wybredni fani danego gatunku uznają ich za swoich. Albo są to gwiazdy, które udanie zmieniały oblicza, albo grający swoje nieprzesadnie rozpoznawalni wykonawcy, czyniący to naprawdę dobrze lub przynajmniej szczerze i prawdziwie, co też jest przecież w cenie. Spośród tych drugich niedawno przypomniano mi o Tropic of Cancer, które nota bene niebawem ponownie zagra w Polsce.
Tropic of Cancer / Fot. facebook.com/tropicofcancerband |
Sprawa jest prosta. Mamy tu niejaką Kalifornijkę Carmelię Lobo, która w 2009 r., wówczas jeszcze z Juanem Mendezem, debiutowała pod nazwą Tropic of Cancer singlem "The Dull Age / Victims". Były to dwa odmienne nagrania wydobyte z czeluści leżącej gdzieś pomiędzy shoegaze'em i dronem. Punktem zwrotnym, a przynajmniej momentem bardziej świadomego określenia się rzeczonej pary, była epka "The Sorrow of Two Blooms". Tu zrobiło się zimno, elektronicznie, powróciły czarno-białe lata 80. i mniej więcej w tę stronę zmierza to do dziś. Różnica polega na tym, że od trzech lat kompozytorsko i koncepcyjnie za wszystko odpowiada już wyłączenie pani Lobo. A jak jej idzie? Całkiem dobrze.
Smutny, zawodzący głos, zaloopowany analogowy podkład żywcem wyjęty ze złotych czasów new wave, nieskompilowana linia basu, leniwie odzywająca się gitara i zimne brzmienie - takie jest Tropic of Cancer. Paradoks polega na tym, że ten dźwiękowy minimalizm to w gruncie rzeczy także eklektyzm. Jaki cudem? Muzyki znad zwrotnika Raka nie odrzuci żaden wojujący obrońca "alternatywy". Podobnie będzie np. z fanami Lebanon Hanover i w zasadzie każdym gotem wzdychającym za mroczną i smutną stroną lat 80. Shoegaze'owe smutasy także znajdą tu coś dla siebie. Głos Carmelii wręcz idealnie pasowałby do pomysłów Neila Halsteada i dokonań całej rzeszy późniejszych muzyków inspirujących się Slowdive. Zaś na końcu tej kolejki, nieco z uporem, ale mimo wszystko można ich wymienić, widziałbym co bardziej otwartych fanów ambitniejszego popu. W końcu teoretycznie komponować łatwo przyswajalną muzykę też trzeba umieć.
W tej prostocie jest metoda. To szczera, pełna nastroju i wymagająca skupienia muzyka dla wrażliwych ludzi. Dla ludzi poszukujących wyciszenia oraz dźwiękowej przestrzeni, na których twarzach uśmiech gości nieco rzadziej niż odnotowują to urzędnicy GUS. Aż dziwne, że jak dotąd doczekaliśmy się zaledwie jednej regularnej płyty Tropic of Cancer, którą pozostaje "Restless Idylls" z 2013 r. Widać, Carmelia bardziej preferuje single i epki, czego konsekwencją jest ukazanie się w tym miesiącu "Stop Suffering", kolejnego skromnego wydawnictwa. To właśnie w ramach jego promocji Amerykanka i towarzyszący jej muzycy przemierzą Europę, 31 października zatrzymując się na jeden wieczór w warszawskiej Hydrozagadce. Warto będzie tam zajrzeć i wybrać się pod zwrotnik Raka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz