W 2000 r. w moich rękach znalazł się egzemplarz "Concupiscence", debiutanckiego demo warszawskiego Kayzen. Wówczas po stolicy rozeszła się informacja o czterech niestroniących od pikanterii i dwuznaczności przedstawicielkach płci pięknej, które wzięły sprawy w swoje ręce, zapraszając do współpracy Kaya z Neolithic. Poszedłem na koncert. Spodobały mi się zarówno dziewczyny, jak i muzyka. Chcąc dowiedzieć się o paniach czegoś więcej, zacząłem szukać i tak napotkałem nazwę Xantotol, w którym grała gitarzystka Hiara, współzałożycielka Kayzen, wówczas znana jaka Mała. Tylko gdzie ja to wcześniej słyszałem? Jak się później okazało, kilka lat wcześniej ktoś nagrał mi na kasecie kilka utworów z dema "Cult of the Black Pentagram". Uważałem tę taśmę za czyste zło i długo nie wyjmowałem jej z walkmana. Była to muzyka wyjęta z najciemniejszych lochów i piwnic, jakże oddalona od tego, co działo się wówczas na powierzchni. Co więcej, długo nie mogłem uwierzyć, że za opętane partie wokalne odpowiada kobieta, rzeczona wcześniej Mała. Teraz zaś na swój sposób jedni z pionierów rodzimego black metalu powracają z zaświatów. Wspomniane demo Xantotol oraz jego debiutancki poprzednik "Glory for Centuries" właśnie ukazały się na płytach kompaktowych. Zestawienie uzupełniło przypomnienie albumu "Thus Spake Zarathustra".
Xantotol / Fot. Witching Hour Productions |
Muzycy mieli swoje przekonania i od samego początku wyraźnie dawali do zrozumienia, że nie zależy im na rozgłoście. Istotą było dotarcie do ściśle określonego słuchacza, podzielającego ich nietzscheańskie poglądy. Cel osiągnęli i, co ciekawe, udało im się to nawet przy odrzuceniu oferty pewnej fińskiej wytwórni. W paradoksalnej konsekwencji nawet po dwudziestu latach nazwa Xantotol mówi dość sporo niejednemu fanowi black metalu w Meksyku i wielu krajach Ameryki Południowej. Przy okazji złośliwi mogliby zadać pytanie, gdzie w takim razie leży granica bycia "true", działania najbliżej prawdy i czystości przekonań. Czy bardziej autentyczny i szczery będzie ten, kto dzięki dużej wytwórni sprzedaje tysiące płyt, czy ten, kto postanowi samodzielnie wydawać i rozprowadzać muzykę nagraną po ciemku i we własnej piwnicy? A może jest to możliwe w obu przypadkach? Tego nie rozstrzygniemy. Nie ma tyle alkoholu, a noce są za krótkie. Nie zmienia to jednak faktu, że z ascetycznej i nagranej na setkę muzyki Xantotol bije olbrzymie zaangażowanie. Takie podejście do black metalu, dość mocno wsparte dokonaniami Hellhammer i Samael oraz subtelnym spojrzeniem na Grecję, nie dość, że uprzedziło rozwój wypadków w Norwegii, to jeszcze potem znacząco się od nich różniło. Może właśnie dlatego takie wiele osób, chyba zmęczonych już spuścizną Bergen o okolic, dość chętnie wraca do nagrań Xantotol. Inna sprawa, że zawsze przyjemnie jest posłuchać głosu przedstawicielki płci pięknej w środowisku wybitnie zdominowanym przez mężczyzn.
Warto wspomnieć, że w parze muzyką szło coś jeszcze. Na początku lat 90. Jacek Szczepański, współzałożyciel i perkusista Xantotol, powołał do życia Fullmoon, organizację rozpowszechniającą literaturę i materiały dydaktyczne na temat filozofii satanistycznej. Działał w porozumieniu z podobnymi ruchami z całego świata, najściślej współpracując z nowozelandzkim Order Of The Left Hand Path. Wówczas o takie treści było w Polsce trudno, więc cieszyły się dużym zainteresowaniem. Ostatecznie jednak muzyk wycofał się z tej działalności. Jak przyznał po latach, zaufał niewłaściwym osobom, które wypaczyły pierwotne intencje, jakimi kierował się, powołując Fullmoon.
Skupiając się jedynie na muzyce i szukając względnie obrazowej charakterystyki dokonań Xantotol, śmiało można powiedzieć, że to najczarniejsza sadza zdrapana z samego dna diabelskiego kotła rodzimego podziemia lat 90. Minęło dwadzieścia lat, a każde z w sumie trzech wydawnictw tej kutnowskiej grupy sprawia, że widmo nieistniejącego zespołu wciąż krąży po naszej scenie. Pamięć podtrzymuje zarówno wspominanie przez wiarusów "starych, dobrych czasów" oraz podparte resentymentem swego rodzaju edukowanie co bardziej niepokornej młodzieży, by ta w końcu przestała bezmyślnie wpatrywać się w katalogi zachodnich wytwórni, tylko łaskawie zechciała poczytać o tym, jak wiele działo się w Polsce lat 90, a przecież działo się naprawdę dużo. W tym wszystkim kluczowe jest jednak to, co można wziąć do ręki, czyli reedycje. Dlatego dobrze, że "Glory for Centuries", "Cult of the Black Pentagram" oraz "Thus Spake Zarathustra" wznowiono raz jeszcze, w sumie już po raz trzeci, biorąc pod uwagę różne konfiguracje. Co będzie dalej? Nic. Xantotol pozostanie tam, gdzie spoczywa od 1996 r. Zmienią się jedynie ludzie, którzy będą sięgać po jego muzykę.